„Kot był pięknym mężczyzną” – podkreślają przyjaciele, jakby obraz Konstantego Jeleńskiego natychmiast wyświetlał się na ekranie ich pamięci, jakby to była zasadnicza cecha, bez której nie sposób przeniknąć do jego wnętrza. Dopytuję o szczegóły, ale rozumiem, że chodzi o coś nieuchwytnego. Padają określenia: „wdzięk”, „maniery”, „esprit”, ale to już przecież cechy duchowe, a nie fizyczna uroda. Przeglądam fotografie, rysunki, obrazy. Na szczęście Jeleński przyjaźnił się z artystami. Największe wrażenie robią na mnie dwa albumy przechowywane w paryskim archiwum Leonor Fini. Malarka przygotowała je po śmierci Kota, to była jej praca żałoby.„Miał w sobie lekkość, nie licującą z polskim charakterem, o ile jest coś takiego jak polski charakter” – opowiadała Julia Hartwig. Lekkość nawiązywania kontaktów, wchodzenia w relacje z nowymi ludźmi. Ale może jego największym atutem była umiejętność słuchania, która zjednywała ludzi. Rozmówca czuł się doceniony, uszanowany. We wspomnieniach o Jeleńskim pisarze przytaczali jego opinie o ich własnej twórczości. Ale to nie wynikało tylko z ich egotyzmu. „Przeglądali się w nim jak lustrze” – mówi Renata Gorczyńska